środa, 30 września 2015

"Dach nad gwiazdami" - Katarzyna Dowbor

Katarzyna Dowbor

Sielskie podwarszawskie osiedle wybudowane na wzór XIX-wiecznego miasteczka to miejsce na Ziemi Katarzyny Dowbor. W domu przysufitowe drewniane belki oraz obramowanie okien niejako narzuciły sposób urządzenia wnętrza w wiejskim klimacie ze skandynawskim sznytem. W myśl zasady, że to nie do końca meble, ale materiał ubiera dom, Katarzyna z wielką starannością dobrała obicia do zasłon, rolet i poduszek. Wszystko jest bardzo konsekwentnie ze sobą zgrane. Krata na kanapie odważnie zestawiona z biało-czerwonymi pasami na telewizyjnej ścianie, wiklinowe fotele i skrzynie, oraz liczne konne dodatki, jak na miłośniczkę koni przystało. Duży stół, niezliczona ilość porcelany stojącej na białym kredensie i otwarta przestrzeń sprawiają, że jest to idealne miejsce do organizowania przyjęć. W sypialni króluje styl bardziej antyczny, pasujący do rodzinnych fotografii wyeksponowanych na ścianach. Przedwojenny kryształowy żyrandol znaleziony na warszawskim Kole, stary sekretarzyk i szafka nocna kupiona w komisie oraz ukochany eklektyczny fotel, którego obicie jest prezentem od Ewy Pietraszewskiej, zajmującej się designem tkanin w domu Kasi, tworzą piękną galerię w tej niewielkiej, ale zacisznej sypialni. Kapa, którą wymyśliła pani Ewa, jest dowodem na to, jak sprawić, by proste łóżko prezentowało się niezwykle okazale. A na deser łazienka urządzona... pod lustro. Jego bogato zdobiona rama była punktem wyjścia do stworzenia saloniku kąpielowego. Króluje w nim kolor kremowy złamany błękitem. 
Jacek Koziński, architekt i twórca osiedla, zaprojektował też Stajnię Chojnów, którą prowadzą przyjaciele Kasi. Mieszka tu koń Rodezja, wielka pasja i miłość naszej dzisiejszej gwiazdy, którą na koniec pojechaliśmy odwiedzić.











Źródło: http://domoplus.tv/

Katarzyna Dowbor: szósty dom w ciągu dekady


Katarzyna Dowbor nie obiecuje końca przeprowadzek, choć to już jej szósty dom w ostatnich dziesięciu latach... 
Bibeloty ocieplają dom - uważa gospodyni, ale zastrzega, że nie powinno być ich za dużo. Na kominku stoją m.in. miedziane naczynia z Dubaju i żelazka z duszą. Płótno z reprodukcją obrazu Klimta po prostu zakrywa bojler.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Strojny fragment salonu - żyrandol, sztychy, ściana w pasy i telewizor w... ramie obrazu. Oryginalnym elementem są drewniane belki na suficie (pani Kasia nie chciała ich maskować).


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Kuchnia jest sercem domu i to od niej gospodyni zaczęła jego urządzanie. Jej zdaniem najpraktyczniejsze są szafki z szufladami - i takich tu nie brakuje.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Przy stole w jadalni gospodyni często pracuje, a córka Marysia odrabia lekcje. Pani Kasia urządzała dom sama. Przywoziła meble z poprzedniego domu i przymierzała - te, które nie pasowały, oddawała do komisu. Biały kredens wypełnia biała porcelana, która wędruje z domu do domu. Jedną ze ścian pomalowano na mocny kolor.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Jedyny stary mebel w sypialni to fotel z domu rodzinnego. Nad łóżkiem fotograficzny kącik wspomnień. - Budzę się i widzę przodków - mówi gospodyni. - Może dlatego tak dobrze mi się tu śpi.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Ulubione zdjęcie - z córką Marysią, zrobione przez paparazzo podczas Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach w 2001 r. Fotografia stoi na szafce w sypialni.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Klatka schodowa to miejsce na wciąż powiększającą się galerię okładek pism, na których jest gospodyni. Na schodach pozuje Jaguar (w domowych psotach towarzyszy mu pies Pepe).


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Łazienkę zdobią płytki w wyraziste wzorki. Gospodyni obawiała się, że taka glazura szybko może się znudzić, ta jednak wciąż się jej podoba.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Pamiątki z podróży. Kryształowa karafka to zdobycz z targu staroci w Bretanii...


...dzbanek zaś przyjechał z Abu Dabi (zanim trafił do sklepiku z antykami, Beduini parzyli w nim kawę na pustyni).


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Jeden z "końskich" prezentów. Album podarowała przyjaciółka, z którą gospodyni uczestniczyła w dwutygodniowym rajdzie konnym w Argentynie.

MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Buty (prezent od przyjaciela) zakłada na jeździeckie Mistrzostwa Gwiazd.


MIESZKANIE KATARZYNY DOWBOR. Biały konik, stara figurka z porcelany, to prezent od młodej zawodniczki, która na rebelii, koniu pani Kasi, rywalizowała w ujeżdżaniu na zawodach gwiazd.


KATARZYNA DOWBOR, absolwentka pedagogiki, spikerka, dokumentalistka, felietonistka. Prowadzi programy propagujące zdrowy styl życia ("Apetyt na zdrowie", "Alchemia zdrowia i urody"). Zagrała też w kilku filmach ("Tato", "Duża przerwa", "Komedia małżeńska") i serialu "Na dobre i na złe" (zwykle wcielała się w postacie dziennikarek lub po prostu grała samą siebie). Prowadziła też kilka edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeździ na nartach i gra w tenisa, ale jej największą pasją jest jazda konna; jest pomysłodawczynią Jeździeckich Mistrzostw Polski Środowisk Twórczych Art Cup w Zakrzowie.

Źródło: CZTERY KĄTY

Dom jak z fotografii 2012

W życiu Katarzyny Dowbor ważną rolę odgrywają zdjęcia. Swój dom urządziła na wzór domu dziadków, który zna z rodzinnych opowieści i... nielicznych zachowanych fotografii.
O klimacie przytulnego salonu w dużej mierze decydują doskonale dobrane tkaniny - zasłony, poduszki i obicia mebli. Półkę za kanapą zajmuje wciąż rozrastająca się kolekcja drewnianych koników. Nad komódką wiszą portrety pradziadków z 1901r. - najcenniejsza rodzinna pamiątka. (Fot. Łukasz Zandecki / AG)

Kameralne osiedle domków jednorodzinnych w pobliżu Konstancina. To tutaj niedawno przeprowadziła się Katarzyna Dowbor. Miejsce wybrała nie tylko ze względu na cichą zieloną okolicę - jej córka Marysia ma stąd blisko do szkoły, a ona sama, jadąc do pracy na Woronicza, może omijać korki. Pani Kasia nie ulega modom i od lat pozostaje wierna jednemu stylowi. Obecny dom urządziła w takim samym klimacie jak i poprzednią siedzibę. Stałym źródłem inspiracji jest dla niej dom jej dziadków. Był pełen pięknych bibelotów, białej broni, kruchej porcelany i oczywiście butów do konnej jazdy. Niestety, nie przetrwał wojny, pozostały po nim tylko wspomnienia i fotografie. 

Na parterze gospodyni urządziła salon z jadalnią, kuchnię i niewielką toaletę dla gości. Piętro to strefa najzupełniej prywatna - tutaj znajdują się sypialnie, gabinet i łazienki. Na strychu znalazło się miejsce na przytulny prywatny kącik, gdzie pani domu odpoczywa i marzy. Aranżując wnętrza, nie korzystała z pomocy dekoratorów. O radę zwróciła się jedynie do Ewy Pietraszewskiej, specjalistki od tkanin i artystycznej oprawy okien. Zna doskonale gust pani Kasi, ponieważ pomagała jej przy urządzaniu poprzednich domów.


Gospodyni nie lubi przedmiotów drogich i modnych. Jak mówi, metki i marki na nią nie działają. Największą przyjemność sprawia jej buszowanie po targach staroci i antykwariatach. Lubi popracować nad pozornie nieciekawym przedmiotem, by nadać mu inne oblicze. Tak było z kanapami, które kupiła na wyprzedaży. Ubrane w nową tkaninę nabrały szlachetności i idealnie wpasowały się w elegancki, angielski klimat salonu. Pani Kasia wyznaje zasadę, że dom to wizytówka gospodarza. - Wnętrza dużo mówią o charakterze właściciela. Kiedy przekraczamy próg mieszkania, już na pierwszy rzut oka wiemy, z kim mamy do czynienia - przekonuje. 

Lubi, kiedy dom żyje. Dużo bardziej odpowiada jej kolekcjonerski bałagan pod kontrolą niż bezstylowe przedmioty ustawione pod sznurek "zawsze w tym samym miejscu". Sterylne, bezosobowe wnętrza nieco ją przerażają. Niemal każdy wolny kawałek ściany jej domu zajmują fotografie, w dodatku galeria ciągle się rozrasta. Pani domu często na nie patrzy. - Zdjęcia to prawdziwa magia; zatrzymany czas, który bezpowrotnie minął. Nabieram energii i siły, patrząc na przodków. Czuję wtedy, że mam korzenie - wyznaje.

Dom tonie w brązach i rudościach. Pani Kasia śmieje się, dotykając włosów, że kiedyś ta tonacja kolorystyczna była jej wielkim utrapieniem. Z czasem jednak zaakceptowała ją, a nawet pokochała. 

Właścicielka dopiero oswaja się z nowym domem. Wnętrza ciągle się zmieniają i obrastają w sentymentalne drobiazgi. Trzeba jeszcze zaprojektować ogródek i urządzić taras. Niedawno pani Kasi zamarzył się angielski zegar. Na razie bezskutecznie szuka go w najróżniejszych sklepach i na targach staroci. Kiedy go znajdzie i ustawi na kominku, salon będzie gotowy.



O klimacie przytulnego salonu w dużej mierze decydują doskonale dobrane tkaniny - zasłony, poduszki i obicia mebli. Półkę za kanapą zajmuje wciąż rozrastająca się kolekcja drewnianych koników. Nad komódką wiszą portrety pradziadków z 1901r. - najcenniejsza rodzinna pamiątka.


Lampy i kinkiety w całym domu są autentyczne, jeszcze przedwojenne. Na podłodze - dębowe deski.


Kuchnia nie zajmuje zbyt wiele miejsca, choć pani Kasia bardzo lubi gotować. Początkowo pomieszczenie miało mieć nowoczesny wystrój, ale gospodyni uznała, że za bardzo będzie odstawać od reszty mieszkania. Stanęło na zrobionych na zamówienie meblach z dębiny, do których dopasowano beżowe płytki i wzorzyste rolety.


Talerze, talerzyki, kubeczki to dowód pasji (i talentu) pani domu do zbierania pięknych przedmiotów.


Kącik jadalny z widokiem na ogród. Nad stołem lampa art déco kupiona w sklepie ze starociami w Łodzi. Z prawej strony kominek z trawertynu - to na nim ma stanąć wymarzony zegar.


Jasna klatka schodowa - znakomite miejsce na stale powiększającą się domową galerię fotografii.


Sypialnia pani Kasi jest połączona z widną łazienką. Jedną ze ścian zdobi tapeta z motywem roślinnym. Do jej kolorystyki pieczołowicie dobrano barwy dziennego nakrycia łóżka. Podłoga jest wyłożona miękką jasną wykładziną, miłą dla stóp.


Sekretarzyk stojący w sypialni przeżył już niejedną przeprowadzkę. Ramę lustra gospodyni znalazła w wiejskim sklepiku ze starociami.


Wzorzystą tapetą są pokryte również ściany gościnnej toalety.


Mała Marysia rezyduje w pokoiku urządzonym w romantycznym stylu. Narzutę na łóżko, poduchy z falbanami i zasłony uszyła Ewa Pietraszewska.


Meble do pokoju Marysi pani Kasia kupiła, jeszcze zanim dziewczynka przyszła na świat.

Źródło: CZTERY KĄTY

FOLWARK W CENTRUM WARSZAWY


Ma w życiu trzy wielkie pasje: telewizję, zwierzęta oraz urządzanie domów. Ten jest jej piątym. „Niektórzy myślą, że jestem już potentatem na rynku nieruchomości” – śmieje się Katarzyna Dowbor – „a prawda jest taka, że co kilka lat potrzebuję odmiany, uwielbiam kreować przestrzeń wokół siebie, bo to daje mi energię i radość” – wyjaśnia dziennikarka. I trzeba przyznać, że jest w tym naprawdę niezła! Zresztą, przekonajcie się o tym sami.
Wnętrze i Ogród: Ależ tutaj ładnie! Malownicze dworki w starym stylu, i ta cisza i spokój. Istna sielanka!
Katarzyna Dowbor: Jak na wsi, prawda? A przecież to tak niedaleko od Warszawy. Kiedy odkryłam to urokliwe osiedle, od razu się w nim zakochałam. Obie z córką dobrze się tutaj czujemy. Marysia ma w sąsiedztwie sporo kolegów i koleżanek – co też jest plusem, bo w poprzednim lokum byłyśmy ciut odcięte od świata. Teraz, gdy jest ciepło, wraca ze szkoły, obowiązkowo odrabia lekcje, a potem szaleje do wieczora z rówieśnikami. A ja siedzę sobie na ławeczce koło domu i gadam z sąsiadkami, zajmuję się ogrodem, krzątam po kuchni albo przeglądam pisma wnętrzarskie i znów projektuję w głowie, co by tu jeszcze zmienić w salonie (śmiech).
WiO: Najnowszy Pani patent to kanapa w kratę i rzymskie rolety w kwiaty. Odważny zestaw.
KD: Tak, tym bardziej, że obok są „łowickie” pasy na ścianie. A jednak tworzą harmonijną całość z nowoczesnymi meblami i oddają charakter starych. W swoich poprzednich domach miałam więcej antyków – do tego mi nie pasują. Te wnętrza same domagały się rustykalnego klimatu: miały drewniane belki na suficie, piękne ramy w oknach, kominek. Urządziłam je więc trochę w stylu szwedzkim, a trochę prowansalskim. Nie chcę mieć domu „na pokaz”, tylko do życia. Taki, w którym się gotuje, rozmawia, ogląda telewizję, czyta książki, a pies gania się z kotem.
WiO: I prosto z salonu wbiegają do ogródka sąsiadów. Wszyscy tutaj żyją tak blisko natury?

KD: Żeby kupić taki dom, trzeba mieć trochę fantazji i wrażliwości plastycznej. Moje poprzednie domy były z cegły, w tym znacznie lepiej mi się oddycha, lepiej śpi. My tutaj nie mamy gazu, tylko ekologiczne kominki z tzw. płaszczem wodnym. Oczywiście, można również ogrzewać dom prądem, jak ktoś nie ma siły nosić drewna. Ja akurat to lubię. Uważam, że dobrze to robi na psychikę, kiedy człowiek wykona porządną pracę: przyniesie brykiet, rozpali w kominku. I nawet gdy jest duży śnieg, to nie narzekam, że muszę pójść do drewutni. Kupiłam sobie sanki i wożę na nich drewno pod same drzwi. Moja rodzina śmieje się, że tak się już wprawiłam we wzniecaniu ognia, że wystarcza mi do tego jedna zapałka. I że mogę rozpalać w lesie ogniska jak rasowa harcerka (śmiech). To naprawdę fajna sprawa: pożyć tak, jak to onegdaj bywało.

WiO: Krucha porcelana i złocone samowary też przenoszą nas w czasie. Jak je Pani zdobyła?
KD: Poluję na takie okazje. Na przykład ten oryginalny komplet do mycia kupiłam kilka lat temu w maleńkim komisie w Kędzierzynie Koźlu za jakieś 30 złotych! A to jest przecież Villeroy and Boch, i to z 1920 roku. Najwidoczniej sprzedawca nie zdawał sobie sprawy, jaką ta rzecz ma wartość (śmiech). W tym samym miejscu kupiłam maszynę do pisania, o której marzyłam i też za okazyjną cenę. Za każdym razem, jak tam wpadnę, coś sobie nowego wypatrzę. Mam również swoje ulubione komisy z antykami, gdzie od zawsze kupuję porcelanę. Kocham takie sklepy, mogę godzinami po nich chodzić, podziwiać każdą rzecz. A te, które kupuję mają dla mnie przede wszystkim wartość sentymentalną: przywołują wspomnienia rodzinnego domu. I mówią o moich pasjach – stąd buty do jazdy konnej i obrazy koni, które wiszą w całym domu.
WiO: Dzięki odpowiedniej kolorystyce ścian, pięknie je Pani wyeksponowała. Idealnie wpisują się przy tym w wiejski klimat kuchni, która też jest pełna staroci, a jednak nowoczesna.
KD: Jestem zachwycona meblami z Ikei: są naprawdę ładne i tanie. Jedyne co w nich zmieniłam to uchwyty do półek – rzecz niedroga, ale jakże charakterystyczna! A że te gładkie powierzchnie trochę mnie drażniły, poprzyklejałam na nie napisy, które kupiłam za grosze w jakimś sklepie budowlanym. Dodały sznytu, prawda? To mój pierwszy dom, w którym stoją wyłącznie białe meble i dzięki nim salon wydaje się większy, jaśniejszy. Ale sama biel byłaby trochę nudna, wymyśliłam więc dla niej mocny kontrast – bordową ścianę w jadalni. Zastanawiałam się, co mam zrobić z przeciwległą, powielenie tego pomysłu wprowadziłoby uczucie ciężkości. Ewa Pietraszewska, specjalistka od tkanin, poradziła mi: „pomalują ją w pasy”. Uszyła mi również te piękne kwieciste rolety, pokrowce na poduszki i podkładki pod talerze. Takie rzeczy tworzą klimat domu! Liczy się pomysł. I dobra ekipa remontowa, która jest w stanie go zrealizować.
WiO: A nigdy nie kusiło Panią, żeby skorzystać z profesjonalnej pomocy projektanta wnętrz?
KD: Nie – każdy swój dom aranżowałam sama, kierując się własnym gustem. Czasami prosiłam o poradę moją mamę, Krystynę Kokosińską, która jest konserwatorem zabytków. Wnętrza dużo mówią o charakterze właściciela, kiedy przekraczamy próg mieszkania, już na pierwszy rzut oka wiemy z kim mamy do czynienia. To nasza wizytówka. Właśnie: nasza, a nie designera! Widziałam wiele rezydencji zrobionych w całości przez profesjonalistę – i owszem wyglądały pięknie, tylko że nie można w nich było nic przestawić, każda rzecz musiała stać dokładnie w tym miejscu, w którym ustawił ją projektant. Mnie kojarzy się to z muzeum. Ja muszę mieć wyeksponowane prace mojej córki. Proszę spojrzeć na tę martwą naturę – aż trudno uwierzyć, że malowała to 11-latka, prawda? Jestem z niej taka dumna! Muszę mieć także portrety moich przodków, dzięki nim nabieram siły. Jak mogłabym pozbyć się tych sentymentalnych rzeczy? Szanuję designerów, ale tylko podglądam ich prace i inspiruję się dobrymi pomysłami.
Rozmawiała: Ewa Anna Baryłkiewicz
Zdjęcia: Artur Krupa











Źródło: http://wnetrzeiogrod.pl/inspiracje-2/strefa-gwiazd/folwark-w-centrum-warszawy.html

Katarzyna Dowbor uciekła na wieś 2013

Osiedle domków za Warszawą choć przypomina XIX-wieczne miasteczko, zostało wybudowane niedawno. Od czterech lat mieszka tu Katarzyna Dowbor (54 l.) z 14-letnią córką Marysią, kotem Yagerem i psem Pepe. - To najbardziej ulubiony ze wszystkich moich domów - mówi "Super Expressowi" dziennikarka.

Mieszkała w Wilanowie, Zalesiu, Pilawie, na Mokotowie... W swoim życiu przeprowadzała się kilkanaście razy. Ostatnio był Konstancin, zamknięte osiedle. Nie lubiła tego miejsca, bo mieszkali tam głównie cudzoziemcy, którzy przyjeżdżali na krótkie kontrakty, mówili "good morning" i tyle. Nie integrowali się. Zupełnie inaczej jest tutaj.
- To fantastyczne osiedle. A jaki tu klimat?! Uliczki wiją się, jest ryneczek, knajpeczka na ryneczku... Znamy się tutaj, dobrze czujemy się. Siadamy z kawą przed domami, na ławeczkach, chodzimy do siebie na grilla - opowiada pani Katarzyna.
Domy nie są tu duże, dom dziennikarki ma 130 metrów plus garaż. Trzy pokoje na górze, garderoba, łazienka, na dole kuchnia, jadalnia, salon. Za domem niewielki ogródek.
- Sama o niego dbam - chwali się Dowbor.
Wnętrze domu? - Styl mieszany skandynawski z prowansalskim. W poprzednim miałam antyki. Nie przeniosłam ich, bo dom stałby się za ciężki. Najważniejsza jest konsekwencja. Jeśli krata na kanapie, to też i na firankach w kuchennym oknie - mówi prezenterka i dodaje, że dom urządzała sama, bardzo to lubi.
Ulubione miejsce? - Stół. Nie rozumiem, jak ludzie mogą mieć ławę i jeść z talerzem na kolanach. Przy stole toczy się życie. Marysia, choć ma swój pokój i biurko, tu lubi odrabiać lekcje.
Goście też lubią tu siadać, dlatego nie mam wokół stołu krzeseł, ale wygodne fotele - słyszymy.
Czy tu już zostanie? - Dopóki Marysia nie skończy szkół. Prosiła mnie o trochę stabilizacji - opowiada gwiazda telewizji. - Ale kiedyś się wyprowadzę. Marzę o "Dowborowym dworze", szukam ziemi. To będzie minipensjonat dla zaprzyjaźnionych gości, a ja będę hodować konie.









Źródło: http://www.se.pl/